1. Ubrania. Za każdym razem, gdy w serialu jest nowy dzień i
któraś z kobiet kroczy przez korytarz w nowej kreacji, myślę sobie „ale
kiecka!”. Zawsze idealnie dopasowana, skrojona, no kurczę, perfekcyjna… Tak bardzo nie znam
się na modzie, że dopiero douczyłam się, że
każdy element ubioru jest firmowany takim nazwiskiem jak Givenchy,
Prada czy Chanel. W tym momencie moja hipsterska część duszy próbowała wprawdzie zakrzyknąć „Nie idź tą drogą!”, ale kto by się przejmował hipsterstem, gdy na horyzoncie pojawia się wystrzałowa sukienka?
Jest jednak pewien problem. Kreacje są tak obłędne, że przyciągają
wzrok bardziej niż w innych filmach. Może za bardzo? No bo bez przesady, za
każdym razem gapić się na toalety pań i panów zamiast nadążać za tym, co się
dzieje? Powiem szczerze, jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się do tego stopnia
zauważać ubrań aktorów – nieważne, czy w filmie, czy w serialu. One są… No, są,
i to się widzi. I nie mówię tu tylko o kobietach – panowie również noszą idealnie skrojone garnitury (Odkryłam nieodkryte! Suits.), dopasowane koszule, zegarki i (tfu!) nawet niekiedy kamizelki!
Wróćmy jednak na ziemię. A może to tylko moja wyobraźnia? Może inni po prostu oglądają serial dla dwóch pozostałych powodów, albo mają tysiąc swoich?
Wróćmy jednak na ziemię. A może to tylko moja wyobraźnia? Może inni po prostu oglądają serial dla dwóch pozostałych powodów, albo mają tysiąc swoich?
2. Dowcipy.
Może
to nie jest bardzo głęboki ani wyszukany humor, ale bardzo mi odpowiada. Cięte
riposty, dużo odniesień do popkultury, szczególnie do filmów (tak mi się
wydaje, ale mogę wszystkiego nie łapać). Teatr. Możecie nie wierzyć, ale
zdarzyło im się nawet zacytować Szekspirowskiego Tytusa Andronikusa! Bardzo się tym rozczuliłam w którymś z
pierwszych odcinków czwartej serii.
Dobra, nie jest to do końca możliwe, żeby między
ludźmi zawsze toczyły się tak pięknie wyważone dialogi i padały do tego stopnia
sprawiające wrażenie przemyślanych żarty… Ale przecież nie oglądam tego serialu
po to, żeby oglądać prawdziwe, prawdopodobne życie.
3. Muzyka.
Na
koniec odcinka zwykle do niemych scen puszczają dłuższy fragment jakiegoś
spokojnego utworu. Do dzisiaj słucham niektórych utworów z pierwszej serii, są
zachwycające. Tak naprawdę jeśli człowiek przyjrzy się bliżej i przestanie skupiać się na muzyce podczas tych ostatnich scen – uderzy go z całą mocą komiczność zwolnionego chodu (oni zwykle tam gdzieś idą do windy i gapią się na siebie zza szklanych domów ścian) i powolutku jadącej za idącym kamery.
Mimo tych z rzadka wtrącanych wad serialu, ogląda się go naprawdę miło. Po spadku zainteresowania w trzeciej serii (która była dość dużym powtórzeniem; taką wariacją na temat dwóch pierwszych. Fabuła została ta sama, zmieniły się złe osoby), czwarta jest zaskakująco dobra – jeśli za miarę dobrego serialu uznamy trzy rzeczy, które opisałam powyżej i takie zakończenia, żeby nie można się było doczekać następnego odcinka, bez popadania w przesadę pod hasłem „Mody na sukces”.
Aha. Jeśli ktoś nie wie – serial jest o prawnikach.
Jak tak popatrzy się na to, co napisałam wyżej, to wydaje się całkiem zabawne,
nie?
Na koniec – próbka „ale
kiecek!”
Źródło: http://pixgood.com/donna-from-suits-outfits.html |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz